niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 2: ,,Przeszłość jest jak senny koszmar. Powraca i powraca." (2/2)



      W -Mamo! Mamo wstań! Jest już dawno rano!-Riaan wskoczył na łóżko Meery.- Dzisiaj jest sobota i masz wolne! Pamiętasz co mi obiecałaś?!-Chłopiec radośnie skakał po całym łóżku mamy.
     Meera uśmiechnęła się słysząc radosny śmiech syna. Powoli usiadła opierając się o bezgłowie łóżka. Riaan usiadł obok niej,ale cały czas się wiercił.
-A ty co się tak wiercisz?- Ziewneła i przytuliła Riaan'a.- Mamy całe dwa dni dla siebie!
-No to co? Ale ja już chcę iść z tobą do parku na plac zabaw,nad staw nakarmić kaczki,pojeździć po parku na rowerze,pójść na lody...
-Dobrze,dobrze mój książę-ucałowała synka w czoło.-Idź się ubierz i zejdź na dół. Ja też się ubiorę,zjemy śniadanie i wyjdziemy do parku na rower,nad staw,na plac zabaw,na lody...
-Dobrze,dobrze!- Riaan jak oparzony wybiegł z pokoju Meery na co ona sama się zaśmiała.
                            ***
      Cathrina upieła ciemno-brązowe włosy w luźny kok co uwydatniło jej delikatne rysy twarzy i jaskrawo-zielone oczy. W odbiciu lustra spojrzała na Nik'a. Pokręciła głową. Podeszła do niego i zabrała mu telefon. Spojrzała na wyświetlacz.
-Meera? Chcesz do niej zadzwonić to zadzwoń.-Wzruszyła ramionami i oddała smartfon szatynowi.
-Właśnie w tym problem,że nie odbiera. Szkoda,bo mogłaby iść z nami do parku na piknik.-Nik wstał i otrzepał jeansy. Błękitne oczy chłopaka zmieniły kolor na ciemnoniebieski jak morze po sztormie.
-Głowa do góry. Ostatnio dużo pomagała twojej mamie przy ogrodzie i w domu,więc nic dziwnego,że dziewczyna chce odpocząć.
-W sumie racja.- Nik uśmiechnął się i wziął z komody pod lustrem kluczyki od auta. Obkręcił je na palcu.-To co Miss Piękności i Wszechświata,idziemy?-Zaśmiał się.
-Och,zamknij się kiedyś!- Cathrina uderzyła Nik'a torebką prosto w ramie.
-Auć! Groźna jesteś! To idziemy czy nie?
-Idziemy.-Zabrała koszyk z jedzeniem.-Panowie przodem.
-Jestem zdania,że to panie mają pierwszeństwo.
-Na Boga idź już!
-Już idę,idę...
      Cathrina i Nik przez całą droge do parku przekomarzali się i dokuczali sobie.
                          ***
       Pogoda w Nowym Jorku ostatnimi czasy poprawiła się i to bardzo. Niebo już nie było ciemnogranatowe i nie przysłaniały go chmury,a drzewa nabrały żywszych kolorów. Niebo przybrało kolor błękitu,który był niemalże przezroczysty. Chmury ustąpiły miejsca słońcu,które swymi delikatnymi promieniami pobudzało wszystkich do życia. Liście drzew zamiast mieć kolor ciemnozielony przybrały barwę jaskrawej zieleni takiej jak oczy Cathriny,może jeszcze bardziej jaskrawej. Wszyscy mieszkańcy Nowego Jorku jakby nagle się obudzili z zimowego snu. Zaczeli co raz częściej pokazywać się na ruchomych ulicach wspaniałego miasta jakim był Nowy Jork. Wszyscy tutaj żyli w zgodzie i harmonii,a jeśli nie to dobrze to ukrywali. Szare budynki mieszkalne wydawały się być nieco piękniejsze w świetle słońca,które miło grzało mieszkańców. Sklepy były przepełnione tłumami kupujących,którzy wychodzili z dziesiątkami ciężkich toreb. Hotele pustoszały,ponieważ ich goście wychodzili na zewnątrz by się zachwycać i cieszyć niezwykłą pogodą oraz świeżym powietrzem chcąc przy okazji zwiedzić miasto lub zwyczajnie iść na spacer,albo do centrum handlowego na zakupy. Takie właśnie były Indie. Wszystko co teraz miało miejsce przypominało Meerze o ojczyźnie. Błękitne niebo,brak jakich kolwiek zachmurzeń,jaskrawozielone ubarwienie roślin,liczebność mieszkańców-tutejszych i turystów- to wszystko składało się na wspaniały obraz nie tylko wioski,z której pochodzi Meera,ale także całych Indii. Wioska czy duże miasto takie jak Mumbaj,albo Amritsar...to nie miało znaczenia. Bo wszystko w Indiach było idealne. Tak jak tutaj. Budynki,hotele,Statua Wolności...wszystko było odpowiednikiem zabytków i gmachów na subkontynencie,na przykład: Statua Wolności-Tadż Mahal,NYC Hotel-Hotel w Mumbaju,historia o Napoleonie-historia o tragicznym podziale Indii i przyłączeniu części Pendżabu do Pakistanu. Wszystkie te z pozoru nie istotne mikroelementy składające się na historię USA przypominały Meerze o Indiach. O jej ojczyźnie,która była jednocześnie tak blisko i tak strasznie daleko.
     'Riaan nie zdążył poznać piękna i potencjału swojej ojczyzny. Jest jeszcze za mały by się zachwycać swoim krajem.',Meera chwyciła rękę syna uśmiechając się tak jakby nigdy nic się nie stało,'Kiedyś to zrozumie i będzie jeszcze z niego dumny. Tak jak ja.'. Hinduska przeprowadziła przez pasy malca i puściła jego dłoń dopiero wtedy,gdy znaleźli się bezpiecznie po stronie zielonej strefy,czyli parku,który aż kipiał bujnym ubarwieniem roślinności. 'Wszyscy są tacy szczęśliwi!',zachwycała się Meera.
-Mamusiu mogę już iść na plac zabaw!-Riaan nie posiadał się z radości,gdy w oddali zobaczył bujające się huśtawki,kręcącą karuzele czy piaskownice pełną dzieci.-To jak mogę?
-A co z rowerem?-Meera spojrzała się na rowerek po jej lewej stronie.-Chciałeś sam jeździć cały dzień,a teraz ci się odechciało?-Uśmiechnęła się.
-Oj no mamo! Plac zabaw...
-No dobrze biegnij,bo widzę,że nie możesz się doczekać!-Nim się obejrzała Riaan był już na placu zabaw. Meera przewiesiła przez ramię różową mini torebke,chwyciła w prawą dłoń reklamówke z zabawkami do piasku,a drugą trzymała kierownice rowerka. Zupełnie nieświadoma,że Nik i Cathrina właśnie przyjechali do parku ruszyła w storne placyku.
                            ***
      Fontanna,która znajdowała się na środku stawu przyjemnie chłodziła wszystkich,którzy byli wokół zbiornika wodnego. Delikatne kropelki wody muskały twarze Cathriny i Nik'a,którzy byli najbliżej "wodospadu". Ciemnowłosa Amerykanka rozłożyła kraciasty koc w pół cieniu. Przysiadła na nim chcąc sięgnąć koszyk z jedzeniem,by wyciągnąć to co specjalnie przygotowała na tę okazję. Jej dłoń dotkneła tylko pustego miejsca,gdzie powinien stać ręcznie pleciony koszyk.
-Nik!-Zaczeła krzyczeć zdenerwowana.-Gdzie jesteś?! To nie jest wcale śmieszne! Słyszysz?! Jak tylko cię znajdę to...
-To co?
      Cathrina usłyszała za sobą znajomy głos Nik'a. Obróciła się. Spojrzała się na niego od stóp do głów. Jej wzrok zatrzymał się na zaplatanym koszyku. Pokręciła z niedowierzaniem głową.
-Zabije cię. Na prawdę przyniesienie koszyka sprawia ci,aż taki kłopot,że musiałam czekać na ciebie piętnaście minut?
-Nie,nie sprawia mi to żadnego kłopotu. Zatrzymało mnie coś.-Położył koszyk na kocu i usiadł. Poklepał miejsce obok siebie.-Siadasz czy będziesz tak wieczność stała?
     Cathrina usiadła ciężko wzdychając. Uderzyła przyjaciela w ramie. Zaśmiała się,a potem go mocno przytuliła.
-To wyciągasz to jedzenie? Jestem bardzo głodna!-Rzuciła się na niego.
      Szatyn przewrócił się na plecy i próbował się bronić przed Cathriną,która usiadła na jego torsie. Dziewczyna zaczeła go łaskotać,na co on reagował nie kontrolowanym śmiechem. Nik i Cathrina wyglądali tak jakby byli szczęśliwie zakochaną parą,a byli tylko prawdziwym przykładem przyjaźni damsko-męskiej. No,ale cóż w mniemaniu przechodniów byli właśnie zakochaną parą.
       -Stop! Stop! Poddaje się!-Nik podniósł ręce do góry na znak poddania.
-No ja myślę.-Cathrina zachichotała i zeszła z Nik'a. Otworzyła koszyk i wyciągnęła z niego kanapke z szynką,sałatą,majonezem,serem żółtym i pomidorem.
-Zjesz ją całą?-Nik otworzył szerzej oczy.-Taka drobna kobieta jak ty zje taką dużą kanapke?
-Tak,a bo co?
-Bo będziesz musiała sobie wziąć drugą-zabrał jej zawiniątko. Zerwał złotko i wziął duży kęs.
-No wiesz co! Jesteś okropny!
-Wiem,ale lubisz mnie.
-Nie lubie cię.
-Ach tak! Zapomniałem. Kochasz mnie.-Zaśmiał się.
-Na prawdę?-Cathrina przysuneła się bliżej przyjaciela.-Nie wiedziałam.
-Widzisz... Ja wiem wszystko.
                             ***
     Meera przysiadła na drewnianej piaskownicy i z nie ukrywaną radością patrzała jak jej synek bawi się beztrosko z innymi dziećmi. Buduje zamki z piasku,albo bawi się w cukiernie i sprzedaje piaskowe wyroby cukiernicze. Uśmiechneła się,bo przypomniała sobie jak ona w podobny sposób kiedyś się bawiła. Była wtedy jeszcze mała i kochana przez wszystkich. Nie zmieniło się to nawet po śmierci jej ojca. Cała harmonia w jakiej żyła przez wszystkie lata runeła tylko wtedy,gdy wszyscy dowiedzieli się o jej ciąży i o tym jak w nią zaszła. Hinduska mrugnęła oczami,by odgonić złe myśli.
      Wstała z piaskownicy i podeszła do Riaan'a,który bawił się na jej drugim końcu. Złapała go za rączkę.
-Dzień dobry proszę pana. Dostanę jeszcze świeżo pieczone pączki z toffi?
-Oczywiście proszę panią.-Riaan odwrócił się do blomd dziewczynki.-Katie poproszę pączka z toffi.
-Dobzie-dziewczynka podeszła do chłopca z plastikową foremką w kształcie kwiatka. Nasypała piasku na drewnianą piaskownice i położyła na niego foremke. Po kilku sekundach "pączek" był gotowy.
-Dziękuję.-Meera uśmiechnęła się i zaczeła udawać,że je "pączka z toffi".-Mmm...bardzo pyszne. Na pewno kiedyś do was wrócę. Riaan?
-Tak mamusiu?
-Może pójdziemy już nad staw? Kaczuszki pewnie są bardzo głodne.
-Dobrze! Tylko pozbieram zabawki.-Mały pobiegł do Katie wziąć swoje foremki,wiaderko,grabki i łopatkę.
      Riaan oddał mamie reklamówke z zabawkami i usiadł na rowerek. Meera kiwnęła głową na znak,że może jechać. Malec ruszył rowerkiem w strone szumiącej fontanny,a Meera szybkim krokiem nadganiała syna.
                              ***
      Wioska,w której mieszkała Meera i jej rodzice z daleka wyglądała na małą wieś,która w dodatku jest zaniedbana,a jej mieszkańcy to najniższa z kast w hierarchii społecznej. To było złudzenie. Tak na prawde wioska,aż kipiała bogactwem i radością bijącymi od jej mieszkańców,uliczki były wąskie i długie,ale sama wioska były sporych rozmiarów. W centrum wsi znajdował się "plac",na którym było specjalnie wybudowane miejsce na ognisko przy którym zbierała się cała wieś,by mile spędzić czas. Dalej od części mieszkalnej znajdował się mini lasek ze szmaragdowym jeziorem,które podczas upałów mieniło się jak prawdziwe szmaragdy i diamenty.
     Mała Meera jeździła swoim granatowo-szarym rowerkiem po placu,gdzie znajdowały się specjalnie przyszykowane pale na wieczorne ognisko na wieczorne ognisko z okazji święta Lohri. Jej mama,Vidya Mukherjee,towarzyszyła córce.
-Mamusiu dogonisz mnie?!-Krzykneła mała Meera.
-Nie wiem! Jesteś taka szybka!-Vidya zaśmiała się i zaczeła biec za córeczką.
     Mała dziewczynka zatrzymała się i zaczeła zanosić śmiechem tak głośno,że ludzie aż się spoglądali na nich i wychodzili z domów,by zobaczyć co się dzieje. Vidya wzieła Meerę na ręce i zaprowadziła do domu na przeciwko placu zostawiając rower pod domem.
     Lohri jest popularnym świętem hinduskim o charakterze dożynkowym świętowanym głównie w Pendżabie i na północy Indii,w miejscach,w których znajdują się skupiska pendżabczyków. Jego znakiem rozpoznawczym jak i tradycją jest dużych rozmiarów ognisko palone specjalnie na tę okazję; ma też swoje odpowiedniki w innych regiomach subkontynentu: PONGAL w Tamil Nandu,BHOGALI BIHU w Asamie oraz Sankranti w Andhara Pradeś,Karnatace i środkowej części Indii. Sposób obchodzenia tego święta został pokazany w filmie VEER-ZAARA,dlatego też co roku w Lohri,które przypada na środek stycznia Meera,jej mama i tata oglądają właśnie tą bollywoodzką produkcje.
      Tego wieczoru też tak było. Gdy film się skończył mała Meera,Vidya i Randhir Mukherjee-tata Meery- wyszli przed dom by dołączyć do pozostałych mieszkańców zebranych przy ognisku. Świętowanie Lohri według mieszkańców wsi zaczeło się od tradycyjnej przemowy najstarszego członka społeczności. Mała Meera słuchała przemowy z wielkim zainteresowaniem,a potem razem z innymi dziećmi pobiegła się bawić w berka i chowanego podczas,gdy nastolatki i dorośli siedzieli w cieniu ogniska. To był jeden z wielu szczęśliwych dni Meery,gdy była dzieckiem.
                              ***
       Mały Riaan zachwycał się stawem,który niczym się nie różnił od tego,który był we wspomnieniach Meery. Może jedynie tylko tym,że na środku nowojorskiego stawu była fontanna.
       Chłopiec oparł rower o jasno-brązową drewnianą ławke i podbiegł jak szalony do brzegu stawu. Spojrzał się na Meerę,która zdążyła w tym czasie dojść do drewnianej ławki. Meera pokręciła głową. Wzieła mały worek z chlebem i podeszła do synka.
-Co ja ci mówiłam na temat samowolnego podchodzenia do stawu,co?
-Że nie mogę sam podchodzić,bo się utopię.-Zwiesił głowę.-Przepraszam.
-Nic się nie stało,ale następnym razem pamiętaj o tym.-Dała mu worek z pieczywem.
      Riaan z pełnym entuzjazmem rozrywał na kawałki chleb i rzucał je kaczej rodzinie. Był szczęśliwy i Meera także widząc szczęście synka z tak najprostszej rzeczy jakim jest karmienie kaczek. Niestety, na jej nieszczęście zauważyli ją Cathrina i Nik.
       -Czy to jest...?-Zaczeła Cathrina.
-Meera?-Dokończył Nik.-Tak. Chyba tak. Albo chociaż...sam nie wiem.
-Kim jest ten chłopczyk obok niej?
-Nie wiem tego czy to jest na pewno nasza kochana Meera,a pytasz się mnie o jakiegoś tam chłopca.
-To ją zawołaj. Może zareaguje?
-Czemu ja?-Oburzył się szatyn.
-Bo jeśli to nie ona,a ją zawołam to wyjde na kompletną idiotke,a tobie to już nie zaszkodzi.
-Wielkie dzięki.-Nik wstał i otrzepał dłonie. Przyłożył dłonie do ust.-Meera!
      Hinduska wzdrygneła się na wywołane imie. Nie tylko dlatego,że rozpoznała głos tego kto ją wołał,ale dlatego,że gdy Nik i Cathrina do niej podejdą zaczną wypytywać się o Riaan'a.
-Riaan jak ktoś z moich znajomych będzie się pytał kim jesteś to...powiedz,że moim bratem. I wtedy nie mów do mnie 'mamo' tylko 'Meera'. Dobrze?
-Czemu?-Zapytał chłopiec patrząc na nadchodzących przyjaciół mamy.
-Później ci powiem. Zrobisz to dla mnie?
-Dla ciebie wszystko mamusiu.
      Trójka przyjaciół stanęła twarzą w twarz. Wszyscy się uśmiechali,jedynie Meera wymusiła uśmiech. W tej chwili się bała,że jej tajemnica wyjdzie na światło dzienne. Nik na przywitanie ucałował Meerę w policzek,a Cathrina ją przytuliła. Riaan zachichotał i w tym momencie szatyn i zielonooka zwrócili na niego uwage.
-A ty kim mały jesteś?-Zapytała śmiało Cathrina.
-Riaan.
-Meera nie mówiłaś,że masz...-Zaczął Nik,ale Meera mu wturowała.
-Brata? Riaan to mój brat. Mama się pochorowała i nie ma kto się nim teraz zajmować.-Meera przytuliła chłopczyka.
-Twoja mama jest przecież w Indiach,a ty tu. To jak to możliwe,że Riaan jest razem z tobą?-Nik uniósł brwi ku górze.
-Nik przestań. Może Meera nie chce o tym opowiadać?-Cathrina spojrzała błagalnie na przyjaciela.
-Nic się nie stało.-Zapewniła ją Hinduska.-Mój wujek przyleciał w piątek do Nowego Jorku po zamówienie i mama to wykorzystała. Poprosiła by podrzucił mi Riaan'a.-Meerze zaczeły z nerwów trząść się ręce. Zrobiła się blada jak księżyc co zauważyła Cathrina.
-Meera wszystko w porządku?
-Tak,tak.
-Może usiądziesz? Jesteś strasznie blada. Chodź pomogę ci. Nik przypilnuj Riaan'a.
-Dobrze-powiedział szatyn chwytając malucha za rękę.
     Cathrina przytrzymywując Meerę w pasie doprowadziła ją do ciemno-brązowej ławki i pomogła jej usiąść. Hinduska usiadła,zwiesiła głowę i zakryła twarz dłońmi.
                           ***
      Ognisko Lohri wesoło płoneło dotykając płomieniem ciemnogranatowego nieba. Gwiazdy migotały,a księżyc rzucał srebrzystą poświatę na twarz szesnastoletniej Meery. Zrobiła nie pewny krok w strone matki przyodzianej bardzo drogim sari razem z mnóstwem bransoletek na rękach. Meera też była ubrana w takie sari z bransoletami na rękach i dzwoneczkami na kostkach. Czarne włosy miała upięte w kok. Dotknęła ramienia matki.
-Mamo możemy porozmawiać?
-Oczywiście. Mów córeczko.-Vidya uśmiechnęła się do córki.
-Możemy na osobności?-Meera spojrzała na wszystkich otaczających ognisko ludzi.
-Nie mam nic do ukrycia przed ludźmi z wioski. Są jak rodzina.
-Ale...no dobrze,ale obiecaj mi,że nie będziesz krzyczeć i nie odwrócisz się ode mnie.
-Jakbym mogła?
-Więc... Jestem w ciąży.
     Oczy Vidyi pociemniały w jednej chwili,a jej ciało zalała fala złości. Nie panowała nad sobą. Uderzyła Meerę siarczyście w policzek czym przykuła uwagę mieszkańców. Meera upadła na ziemię. Dotknęła czerwonego policzka i ze łzami w oczach spojrzała w pełne nienawiści do niej oczy matki.
-Obiecałaś...
-Nie mogę tolerować tego,że moja córka jest w ciąży bez ślubu i niewiadomo z kim!
-Wszystko ci wytłumacze. Daj mi tylko wytłumaczyć...Mamo.
-Nie! Straciłaś już prawo tak do mnie mówić! Ja już nie mam córki.
                  
                              ***
       Wieczór. Meera i Riaan po powrocie ze spaceru od razu się wykąpali i przebrali w piżamy. Meera leżała już w swoim łóżku,gdy nagle znikąd pod kołdre wszedł jej Riaan. Wtulił się w jej bok.
-Mamo zaśpiewasz mi piosenkę?
-Nie umiem śpiewać-zaprzeczyła wywracając oczami do góry.
-Nie prawda. Kłamiesz mnie,a mówisz,że nie wolno kłamać. Nie raz słyszałem w nocy,albo w dzień jak podśpiewujesz piosenke o szczęściu i smutku. Bardzo ładnie śpiewasz.
-No dobrze.-Meera ucałowała go w czółko.-Ale jak stracisz słuch to nie będzie moja wina.
       Riaan się zaśmiał,a Meera przykryła jeszcze ich oboje kocem i zaczeła śpiewać:
Słońce powoli gaśnie
Księżyc świeci co raz jaśniej
Jacy bezradni jesteśmy w wielkim świecie?
Rozdawco hinduskiego losu
Jesteśmy tak blisko,a jednocześnie daleko
W czasie smutku i radości
Rozdawco hinduskiego losu
Jesteśmy tak blisko,a jednocześnie daleko
W czasie smutku i radości

Pobłogosław panie Ziemie na której żyjemy
Czy to nasza Matka Ziemia-Indie
czy obcy naszemu sercu kraj
W czasie smutku i radości
Powinniśmy być razem
W czasie smutku i radości
Powinniśmy być razem

Słońce powoli gaśnie
Księżyc świeci co raz jaśniej
Jacy bezradni jesteśmy w wielkim świecie?
W czasie smutku i radości
Choć jesteśmy teraz daleko
Zmuszeni by opuścić nasz kraj
Nadal mamy cię w sercu
Rozdawco hinduskiego losu
Pobłogosław nas i Ziemie
na której żyjemy
W czasie smutku i radości

W czasie smutku i radości
Powinniśmy być razem
W czasie smutku i radości
Powinniśmy być razem
W czasie smutku i...
W czasie smutku i...
W czasie smutku i radości
Powinniśmy być razem
W czasie smutku i radości...

7 komentarzy:

  1. Z góry bardzo Cię przepraszam, że będzie krótko, ale jestem chora i trudno jest mi wykrzesić z siebie siły, na długi i składny komentarz.
    Lubię takie klimaty, pomimo, że opowiadania nie czytałam takiego nigdy, co już jest dla mnie dużym zaskoczeniem, działającym na Twój plus. Przeczytałam wszystkie rozdziały i naprawdę skłamałabym, mówiąc, że się nie wciągnęłam.
    Oglądałam wiele filmów o takiej tematyce(Czasem słońce czasem deszcz tysiące razy), dlatego też kojarzę piosenkę, którą Meera zaśpiewała synkowi do snu. Takie rzeczy zawsze chwytają mnie za serce i robi mi się miło.
    Brakuje mi bardzo w Twoim blogu menu z zakładkami, ale to mało ważny element. Najważniejsza jest treść i Twoja zdecydowanie przypadła mi do gustu. Powiadamiaj mnie proszę o rozdziałach :)
    Jednocześnie zapraszam do siebie, gdzie też pojawił się nowy rozdział - [cienie-we-mgle.blogspot.com]
    PS:Odnosząc się do Twojego komentarza u mnie - też uwielbiam TVD, ale mówiąc szczerze, nowego sezonu jeszcze nie oglądałam. Jestem obrażona, za krzywdę Alarica.
    Pozdrawiam i życzę dużo pomysłów! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, z góry przepraszam za spam! Może miałabyś ochotę wejść i przeczytać początek mojego nowego opowiadania? Mimo, że jest o całkiem odmiennej tematyce, to może jednak przypadnie Ci do gustu. Kath Lewis chce opowiedzieć Ci historię o samotności, biedzie, niełatwych wyborach i trudnej miłości pośród gruzów starej rzeczywistości. Zapraszam do zostawienia swojej opinii w komentarzu.

    Pozdrawiam Xx
    OCZY w OGNIU

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, aż miło się czyta. Zauważyłam, że dodałaś wiele długich opisów, bardzo mi się to podoba. Niezwykle zachwyciłaś mnie pomysłem wplatywania wspomnień pomiędzy teraźniejsze wydarzenia, szczerze mnie to urzekło. Jeszcze jedna mała rada ode mnie używaj akapitów gdy piszesz dialog. Po prostu akapit przed każdą wypowiedzią, dzięki temu tekst wygląda bardziej przejrzyście. Powracając do tematyki rozdziału, wspaniale opisałaś dzień z życia Meery. Urocze jest to jak Mary opiekuje się swoim synkiem. W dzisiejszym świecie jest to rzadko spotykane. Młodzi ludzie wolą zrzucić ciężar macierzyństwa na innych np. oddać je swoim rodzicom, oddać do domu dziecka, niektórzy nawet je zabijają co chyba jest z tego wszystkiego najgorsze.No nic to tylko znowu moje rozważania na temat dzisiejszego świata. W sytuacji Meery to ona zachowała się jak dojrzała osoba ( no oprócz tego, że ukrywa tosamość swojego syna) to jej matka zachowała się dziecinnie wyganiając ją z domu, poniżając, bije ja, czy to tak zachowuje się matka która pomimo wszystko udzieli wsparcia swojemu dziecku? Uważam, że raczej nie. Niebywale spodobał mi się tekst piosenki :). No nic muszę kończyć. Czekam na dalsze losy bohaterów i życzę Ci weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem. Z lekkim opóźnieniem, za które z góry bardzo przepraszam.
    Riaan jest cudnym dzieckiem. Takim żywiołowym i wesołym. Lubię go. I lubię także relację, jaka łączy Meer z jej synkiem. Nie zawsze są to tak jasne i przejrzyste uczucia, a tutaj widać, że oboje niesamowicie się kochają.
    Lubię też Nika oraz Cathrinę. Sympatyczni z nich ludzie, genialni przyjaciele i ich kontakty również są bardzo fajne. Tylko czy to przyjaźń, a może coś więcej?
    Ah, więc jednak prawda prawie wyszła na jaw. Niemalże, bo jednak Meer dalej tworzy kolejne sekrety, choć niezupełnie rozumiem po co. Nie łatwiej było się przyznać, że ma ona syna? A tak tylko nakręca spiralne kłamstw, która do niczego dobrego nie prowadzi.
    Ciekawe są też te fragmenty dotyczące przeszłości Meer. One dużo wyjaśniają, a przynajmniej wiem już dość dokładnie, jak to wyglądały stosunku Meer z matką przed tym, jak ona sama zaszła w ciąże i jak drastycznie się zmieniły. Szkoda, że starsza kobieta nie dała jej szansy na wytłumaczenie, bo wydaje mi się, że wtedy wszystko wyglądałoby inaczej.
    Na sam koniec - podobała mi się ta piosenka. Piękna.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę duży postęp w porównaniu z poprzednimi opowiadaniami. Zainwestowałaś w opisy, więc jestem zadowolona, bo tekst bez opisów to dla mnie tekst z trochę niższej półki. Dlatego cieszę się, że się tu pojawiają i że są dość długie. Na razie powiem tyle, że bardzo podoba mi się postać tego chłopczyka Riaana. To musi być cudowne uczucie dla matki, gdy synek tak zabiega o kontakt z nią. Nie potrafie zrozumieć zachowania Meer i jak dla mnie jest bardzo... głupie. Ale jestem ciekawa, co siedzi w jej głowie, dlatego czekam na kolejny;) I zapraszam na nowy do mnie;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę tutaj więcej opisów. Podoba mi się ta zmiana bardzo, teraz długość rozdziałów jest idealna, przynajmniej dla mnie.
    Powtórzę słowa innych komentatorek: podoba mi się Riaan i jego relacje z mamą. Widać, że są ze sobą bardzo blisko, a to wbrew pozorom wcale nie zdarza się każdemu rodzicowi.
    Od razu domyśliłam się, że Meera napotka wraz z chłopcem swoich przyjaciół. Obstawiałam jednak, że zamiast wydziwiać i kłamać, powie prawdę, ale się przeliczyłam. To było trochę głupie, ale jestem w stanie zrozumieć, że bała się tego, co o niej pomyślą.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prosiłaś, żeby Cię powiadamiać, więc zapraszam do siebie na nowy rozdział ;)

      Usuń