sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 2: ,,Przeszłość jest jak senny koszmar. Powraca i powraca." (1/2)

     Błękitne niebo przysłaniały chmury,nie białe jak śnieg,ale ciemnogranatowe jak nocne niebo. Wiatr wiejący z północy wiał z taką siłą,że drzewa,które rosły wiele lat nieopodal nowojorskiego uniwersytetu zostały obalone i zatorowały bramę budynku. Anomalie pogodowe dawały się we znaki,a wykłady zostały odwołane. Trójka przyjaciół postanowiła,że ten ranek jak i resztę popołudnia spędzą w domu Nik'a. Cathrina i Nik zdjeli mokre kurtki i usiedli w salonie podczas,gdy Meera poszła do kuchni zaparzyć gorącą herbate z cynamonem. Hinduska skorzystała na wolnym dniu od nauki i postanowiła,że wszystko co miała zrobić w weekend w domu przyjaciela zrobi dzisiaj by sobotę i niedzielę mieć wolne dla synka.
      -Proszę.-Meera postawiła tace z dwoma dużymi kubkami gorącej herbaty na stole.-Moja specjalność. Gorąca herbata z cytryną,pomarańczą i cynamonem.
-Poraz pierwszy słyszę o takiej kompozycji herbaty-zachwyciła się Cathrina.
-Indie potrafią zaskakiwać.-Meera zażartowała wsadzając jednocześnie kosmyk czarnych włosów za ucho.
-Nie wypijesz z nami?-Zapytał Nik spoglądając na dwa kubki.
-Może później. Na razie chcę zrobić wszystko o co mnie prosiła twoja mama by weekend mieć wolny. Może później-uśmiechnęła się i wróciła spowrotem do kuchni.
     -Lubię ją-wyznała Cathrina upijając łyk gorącej herbaty.-Mmm...niebo w gębie.
-Zgadzam się. Ta herbata jest przepyszna!-Nik krzyknął tak głośno,że Cathrina aż podskoczyła na kanapie,a Meera zaśmiała się w kuchni.-Lepszej nigdy nie piłem! Wracając do lubienia i nie lubienia Meery. Ja też ją lubię. Jest taka...jakby to powiedzieć? Wyluzowana,mądra i...
-Niezwykle indyjska-zaśmiała się.-I ma to coś. Z resztą jak wszystkie Hinduski i Hindusi. Oni zawsze mają to coś.
     Podczas,gdy szatyn i jego przyjaciółka rozmawiali zażarcie o starych dziejach Meera zaczeła sprzątać kuchnię. Wzieła ze zlewu różową szmatkę,zwilżyła ją pod zimną wodą i zaczęła wycierać blaty z kurzu. Zaczęła od miejsca,gdzie jest zlew,a skończyła tam,gdzie jest koszyk z pieczywem. Dziewczyna była przyzwyczajona do ciężkiej pracy od kąd zaszła w ciążę z Riaan'em. Matka z miejsca zapowiedziała jej,że nie będzie utrzymywać jej i jej syna,a swojego wnuka,którego wręcz nienawidziła. Tak,więc Hinduska od szesnastego roku życia musiała zarabiać na siebie i syna. Nie miała w nikim wsparcia prócz jej przyjaciółki,która wyjechała z rodzicami do rodzinnego Pendżabu. Po wyjeździe przyjaciółki Meera została sama i musiała pogodzić naukę i pracę z opieką nad synem.
    Gdy tylko Meera skończyła sprzątać blaty opłukała szmatke,zawiesiła ją na kranie,umyła ręce i zabrała się za przyrządzanie słodkich kuleczek z ciasta: Gulab Jamun. Wyciągnęła wszystkie potrzebne produkty i przyrządy. Zabrała się do pracy zaczynając od przygotowania ciasta na kulki.
                             ***
       Ciemna noc. Szesnastoletnia Meera oglądała z daleka jak ludzie z jej wioski bawią się przy ognisku. Ona sama nie mogła brać udziału w zabawach,ponieważ ludzie z jej otoczenia unikali jej. Tylko nieliczni pomagali szesnastolatce w ciąży. Meera zawsze trzymała się na uboczu unikając w ten sposób nie miłych spojrzeń,albo zgryźliwych uwag na jej temat. Dziewczyna dotknęła ciążowego brzuszka. Uśmiechnęła się,ale nie tak jak kiedyś radośnie,ale ze smutkiem.
-Po mimo tego,co się stało... Kocham cię.-Zaczeła mówić do maluszka,które rozwijało się pod jej sercem.- Jesteś moim skarbem. Moim jedynym teraz szczęściem.



    .   Meera zapaliła nocną lampkę stojącą na nocnej szafce. Wyjeła z pod poduszki notatnik,który służył za jej pamiętnik. Otworzyła go na czystej stronie. Chwyciła w prawą rękę czarne pióro i zaczeła wylewać myśli na papier pochyłym drukiem:
     ,,Nienawidze cię. Jesteś zła. Nie powinnaś być moją córką. Jak pani mogła wychować tak córkę? Co za wstyd. Jak pani może się pokazywać po tym wszystkim? Nie jest pani wstyd? Jak pani to wytrzymuje? Co dalej będzie? ONA będzie mieszkać z panią i ze swoim bachorem? Współczujemy pani. Niech się wyprowadzi nie tylko z pani domu,ale i z naszej wioski jak tylko urodzi. Nietykalna. Takie obelgi były dla mnie codziennością jak tylko rozeszła się wieść o mojej ciąży po całej wsi. Musiałam codziennie znosić nienawistne spojrzenia ludzi,pytania do mojej matki i wyzwiska pod moim adresem. Było tylko nieliczne grono ludzi,którzy otaczali mnie miłością i opieką jakich nie dawała mi własna matka. Matka była o tyle dobra,że pozwoliła mi zostać w rodzinnym domu aż nie ukończę dwudziestegopierwszego roku życia. Tak więc,gdy tylko wkroczyłam w pełnoletność tydzień temu postanowiłam,że wyjadę do Ameryki. Do Nowego Jorku,gdzie będę miała wiele możliwości. I dobrze postąpiłam. Zapomniałam o przeszłości,ale ona jest jak senny koszmar. Powraca i powraca. Jednak nie to jest istotne. Ważne jest to,że uciekłam od nienawistnych spojrzeń i docinek. Co z tego,że musiałam opuścić ojczyznę,Indie? Moje Indie? Mam teraz nowych przyjaciół,studiuję i mam dobrze płatną pracę. Co z tego,że zaczełam od nowa jeśli i tak nie mówie im wszystkim prawdy? Nawet rodzicom Nik'a nic nie powiedziałam. Powinnam,ale nie chcę. Motorem ich okłamywania jest strach,który mnie sparaliżował. Boję się tego,że wszystko powróci. Że mnie nie zaakceptują.  Że będą się brzydzić przeszłości,która jest nieodzowną częścią mojego życia. Że znowu będę musiała uciekać,a przecież nie chcę niszczyć dzieciństwa mojego małego synka. Chcę tylko wyjść na prostą. Skończyć studia,zarobić na tyle dużo bym mogła wrócić do Indii i tam zacząć nowe życie. To jest mój piorytet. Tak jak to,że kiedyś powiem Riaan'owi czemu babcia się tak zachowywała,czemu musieliśmy uciekać i co najważniejsze kim jest jego ojciec i jaką krzywde mi zrobił. Mam wrażenie,że jestem sama... Samotna w wielkim świecie."
      Odłożyła notes i pióro na miejsce. Wiążąc w warkocz długie czarne jak noc włosy Meera podeszła do okna. Wzrokiem pełnym tęsknoty za gwieździstym niebem ojczyzny spojrzała na migoczące gwiazdy Nowego Jorku. 'Jutro będzie lepiej. Kiedyś koszmary znikną.',pocieszała samą siebie. 'Wrócisz do Indii...swoich Indii.'

     

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 1: Nowe życie


     Słoneczne dni w Nowym Jorku zdarzały się rzadko. A jeśli zdarzyło się,że słońce mocniej zaświeciło to i tak było chłodno,a ludzie pomimo "słonecznej" pogody chodzili po ulicach ubrani niemal na cebulkę. Właśnie ten dzień,w którym zaczynał się rok szkolny i pierwszy semestr studiów należał do takich dni. Wszyscy na uniwersytecie byli poubierani w bluzy i bluzki na długi rękaw. Tylko Meera się wyróżniała. Miała na sobie tradycyjny indyjski strój dla kobiet,z resztą jeden z wielu tradycyjnych; długie niebieskie do kostek zwężane spodnie,tunikę niebieską ze złotymi haftowaniami i dupattę (szal) w odcieniu morskiego błękitu. Wszyscy oglądali się na nią z podziwem.
-Meera!Meera!-Ktoś zaczął wołać jej imię. Hinduska przystanęła i obróciła się za siebie. Była to ta sama dziewczyna,która była wczoraj u Nik'a.- Cześć,jestem Cathrina. Nik mi o tobie opowiedział.
-Jak to?-Meera nie rozumiała nic z tego co przed chwilą powiedziała jej Cathrina.-Nie rozumiem.
-Wybacz. Rozmawiałam wczoraj wieczorem z Nik'iem i powiedział mi,że poznał dziewczynę,która z nami będzie studiowała. Nie powiedział mi jak wyglądasz,ale zgaduję,że to ty skoro się zatrzymałaś.
-Tak,tak. To ja. Meera Mukherjee. Miło mi.
-Mi również.-Cathrina uśmiechnęła się.-Chciałam się zakolegować,zaprzyjaźnić...mam nadzieję,że cię nie przestraszyłam?
-Nie!-Meera położyła dłoń na ramieniu Cathriny.-Wręcz przeciwnie. Cieszę się,że mogę cię poznać. Wiesz może kiedy przyjdzie Nik? Umówiliśmy się na ósmą przed budynkiem,a nigdzie go nie widzę.
-Jeśli chodzi o umawianie się z Nik'iem na konkretną godzinę to musisz doliczyć plus minus 20/30 minut spóźnienia. Kwestia przyzwyczajenia.
-Nie wygląda na takiego...roztrzepanego.
-Jak mówiłam: kwestia przyzwyczajenia.
   Obie dziewczyny zaśmiały się i ruszyły do drzwi wejściowych budynku.
     Czas na wykładach minął tak szybko,że trójka nowych przyjaciół nim się obejrzała wychodziła już poza bramy uniwersytetu.
-Jest dopiero druga w południe może pójdziemy na małą kawe czy coś?-Zapytał Nik obkręcając się w koło własnej osi i uśmiechając się od ucha do ucha.
-Dobry pomysł!-Pisnęła zadowolona Cathrina. Oboje spojrzeli się na Meerę.
-Przepraszam. Nie dam rady.-Spojrzała na nich przepraszająco. Słońce odbijało się od ciemno brązowych oczu Hinduski.-Nik wiesz jak jest. Oboje wiecie. Pierwszy dzień na uniwerku,jestem strasznie zmęczona. Poza tym jutro jest sobota i idę do pracy.
-Tak,tak,tak. Wiem to aż za dobrze. Pracujesz u moich rodziców.
-Tak?-Cathrina uniosła brwi.-Co robisz u jego rodziców?
-Gotowanie,sprzątanie,pomaganie pani Caroline w ogrodzie. W sumie nic takiego-uśmiechnęła się.
                              ***
      Meera odebrała synka koło szóstej z przedszkola i od razu pokierowała się z nim do domu. Czas szybko mijał. Meera nakarmiła Riaan'a,wykąpała go i przebrała w piżamę. 
-Mamusiu opowiesz mi bajke?
-Riaan przestań. Wiesz,że nie umiem opowiadać bajek.
-Proszę!
-Dobrze,ale zaraz potem idziesz spać. Dobrze?
-Dobrze! Kocham cię mamusiu!-Mały skoczył Meerze na szyję,a potem przykrywając się kołdrą położył w łóżku.
-Opowiem ci pewną legendę o tym jak powstało święto Karwa Czauth.
-Mamo,a co to jest za święto?
-Karwa Czauth jest jedynym dniem kiedy kobiety mogą robić co chcą. Ubierają swoje najlepsze sari i złotą biżuterię. Mężczyźnie obdarowują swoje żony prezentami. Jest tylko jeden minus.
-Jaki?-Riaan otworzył szeroko oczy.
-Kobiety muszą pościć przez cały dzień.
-Jak to?! Nie mogą pić nawet wody?
-Tak. Od wczesnego ranka aż do wzejścia księżyca. Po wzejściu księżyca i odpowiednich modlitwach o zdrowie i długie życie mężów dostają pierwszy kęs jedzenia i łyk wody od nich.
-Czemu tak jest?-Zapytał nagle ożywiony. Meera się uśmiechnęła i poczochrała jego włosy.
-Był sobie kiedyś potężny władca,miał wszystko. Bogactwo i piękną żonę. Jednak jego wadą była pycha z którą się obnosił. Bogom nie spodobało się to i ukarali go okrywając jego ciało tysiącami małych igiełek. Żona władcy spędziła rok na ich usuwaniu,a gdy zostały tylko dwie po jednej w każdej powiece wtedy przyszedł posłaniec i powiedział,że ktoś na nią czeka. Królowa wyjęła jedną igłę z powieki króla i wyszła.-Meera poprawiła synkowi poduszkę i podała mu misia.-Gdy wróciła zobaczyła,że służąca wyjęła ostatnią igłę. Król uradowany końcem swoich cierpień nie patrząc na protesty służącej obwołał ją królową. Królowa była zła jednak ktoś powiedział jej,iż jej mąż wieczorem pozna prawdę i będzie ją...-Miała już dokończyć zdanie,ale Riaan zaczął chrapać. Uśmiechnęła się. Wstała,ucałowała syna w czoło i podeszła do drzwi.-Czcił-dokończyła.
      Późna noc. Meera nie mogła zasnąć,wierciła się z boku na bok ciągle poprawiając kołdrę i zapalając lampkę,albo ją gasząc.
-Cholera. Te koszmary nigdy się nie skończą-mruknęła pod nosem. Zapaliła lampkę i wyciągnęła swój notatnik. Otworzyła go na stronie,gdzie widniało zdjęcie jej i Riaana w szpitalu tuż po urodzeniu. Dotknęła je opuszkami palców.-Nie żałuję tego,że się urodziłeś.-Meera przymknęła oczy. Pozwoliła słonym łzą spływać strumieniami po jej ciemnych policzkach.-To nie twoja wina,że tak się stało.-Spojrzała spowrotem na zdjęcie,na które kapały jeszcze płynące łzy.-Kiedyś ci opowiem prawdę. Jak dorośniesz. Jak będę na to gotowa. Dowiesz się całej prawdy i to dlaczego musieliśmy naprawdę wyjechać.-Ucałowała zdjęcie.-Jesteś moim jedynym szczęściem.
      Hinduska zamknęła notatnik,otarła łzy i położyła się ponownie. Zamykając oczy zgasiła lampkę. Sen przyszedł powoli małymi krokami.
       -Myślisz,że co?! Pozwolę ci tu trzymać tego bękarta?!-Matka dziewczyny wskazała na dwu letniego chłopca na rękach córki.-Dwa lata muszę patrzeć na tą zaraze i na córkę,która się puszcza na prawo i lewo!
-Mamo,ale przecież powiedziałam ci...-Osiemnastoletnia wtedy Meera próbowała przekonać matkę by do czasu jej pełnoletności pozwoliła u siebie mieszkać.
-Zamknij się! Nie mów tak do mnie. Ja nie mam córki,a ten bękart niech nie waży się mówić do mnie babciu. Od tej pory jesteśmy dla siebie obce.
-Ale...
-Żadnego "ale". Dosyć. Gdy tylko skończysz 21 lat wyprowadzisz się stąd jak najszybciej. Nie chcę cię widzieć ani jego-kiwnęła na Riaan'a.
-Dobrze-zwiesiła głowę jak potulne zwierzątko.
     Meera w szalonym tępie wybudziła się ze snu,a raczej sennego koszmaru. Jej największej zmory. Spojrzała na drzwi od pokoju. Było ciemno,tylko światło gwiazd. Cała roztrzęsiona i spocona wstała z łóżka i chwiejnym krokiem powędrowała do pokoju syna.
    Riaan spał jak aniołek. Meera uniosła do góry kołdrę i położyła się obok dziecka. Pojedyńcza łza zakręciła się w jej oku. Przytuliła synka.
-Mamo płaczesz?-Zapytał w pół śnie Riaan.
-Nie. Idź spać-ucałowała go w czółko i sama zamknęła oczy mając nadzieję,że koszmar,który przyśnił się jej przed chwilą,nie powróci.

sobota, 9 stycznia 2016

Prolog: Czasem strach,czasem szczęście

    Ciemna noc. Samolot lecący z Indii do Ameryki właśnie ruszył. Meera przykryła puszystym kocem swojego pięcioletniego synka,który zaczął się wiercić,gdy tylko go dotknęła.
-Shhh...-Meera uspokoiła go głaszcząc po ciemnych i gęstych brązowych włosach.-Wszystko będzie dobrze.-Ucałowała chłopca w czoło i sama usiadła obok niego.
     Hinduska spojrzała na śpiącego chłopca po czym wyjrzała przez szybę samolotu na znikającą ojczyznę. Łza zakręciła się w jej oku,ale Meera szybko ją otarła. Nie chciała płakać i pokazywać,że jest słaba. Nie przy wszystkich,a zwłaszcza przy Riaan'ie. Meera przeszła prawdziwe piekło,wiele wycierpiała i przelała łez nad swoim losem,ale postanowiła być silna dla Riaan'a i dlatego zdecydowała się opuścić swoją ojczyznę by uciec od przeszłości i być może zacząć nowe szczęśliwe życie. Okryła się drugim kocem i próbowała usnąć. Była już bliska snu,ale Riaan się obudził.
-Mamusiu kiedy będziemy w Nowym Jorku?-Zapytał chłopiec na co Meera się uśmiechnęła.
-Za kilkanaście godzin. Tak sądzę.
-Czemu tak długo?
-Nie wiem-uśmiechnęła się,czym odgoniła napływające łzy.
-Czemu musieliśmy zostawić babcię i wyjechać? Kocham babcię!-Riaan zaczął zadawać takie pytania,na które Meera nie miała wcale ochoty odpowiadać. Bo i co miałaby powiedzieć pięcioletniemu chłopcu?-Mamo!
-Wiesz jaka babcia była. Może ty ją kochasz bardzo mocno,ale ona tego nie rozumie...
-I dlatego była dla nas niedobra? Dlatego musieliśmy wyjechać? Prawda?
-Och,Riaan. Gdy będziesz większy opowiem ci dlaczego tak naprawdę musieliśmy wyjechać,ale tak. Wyjeżdżamy dlatego też,że babcia była niedobra. A teraz idź spać,a zanim się obejrzysz będziemy już w Nowym Jorku!
-Dobrze!-Mały dał buziaka w policzek Meerze,nakrył się kocykiem i poszedł spać.
    Delikatne promienie słońca padające na twarz Meery obudziły ją. Hinduska sprawdziła godzinę na zegarku,który wisiał tuż nad kabiną pilotów. Jeszcze tyle czasu,pomyślała rozczarowana tak wczesną porą. By się nie nudzić podczas,gdy Riaan spał wyciągnęła z torebki długopis oraz notatnik,coś w rodzaju pamiętnika i zaczęła w nim pisać. Pisała tak długo zupełnie pochłonięta tworzeniem papierowych myśli,że nie zauważyła,że Riaan się obudził i przyglądał się temu co robiła.
-Mamuś kiedy dolecimy?-Zapytał.
-Już wstałeś?-Meera aż podskoczyła.
-Już dawno. Tylko byłaś bardzo zajęta i nie chciałem ci przeszkadzać.
-Przepraszam.-Meera zamknęła notes i schowała razem z długopisem spowrotem do torebki.-Masz ochotę pograć w coś? Karty,zgadywanki..?
-Nie. Za ile będziemy na miejscu?
-Poczekaj-spojrzała na zegar.-Za około trzy,trzy i pół,albo cztery godziny. Jest dopiero druga w południe. To jak masz ochotę w coś zagrać,czy może wolisz pomarudzić mi za ile będziemy?-Zaśmiała się.
-Pomarudzić! Pomarudzić!-Krzknął Riaan i przytulił się mocno do swojej mamy.
                           ***
      Nowy Jork jest niczym spędzony sen z powiek Meery. Jest ogromny,ma dużo dzielnic,a co najważniejsze nikt jej tu nie zna. Tego słonecznego dnia Meera postanowiła przejść się razem z Riaan'em do najbliższego przedszkola spytać się czy jest wolne miejsce. Nie minęło dwadzieścia minut,a już otwierali drzwi od przedszkolnego budynku.
-Przepraszam w czymś pomóc?-Zaczepiła ich rudowłosa kobieta o delikatnych rysach twarzy.
-Tak. Chciałam się dowiedzieć,czy jest wolne miejsce bym mogła zapisać swojego synka.
-Hmmm. Zaraz sprawdzę.-Rudowłosa kobieta na przemian przeglądała coś w komputerze i papierach.-Ah tak. Jest wolne miejsce. Jeśli pani chce to nawet od dzisiaj maluch może do nas uczęszczać.
-Tak? To bardzo dobrze.-Meera podeszła do biurka,gdzie stała kobieta.-Co mam podpisać?
-Musi pani tylko powiedzieć mi jak nazywa się pani syn,kiedy się urodził i pani dane kontaktowe,czy pani pracuje,studiuje... Oczywiście dla mnie jako matki też są bezsensowne niektóre pytania,ale taka procedyra-uśmiechnęła się przyjaźnie na co Meera odwzajemniła uśmiech.
-Więc tak: Riaan Mukherjee,urodzony 22 listopada 2010 roku w Chennai,Indie. Moje imię i nazwisko to Meera Mukherjee,od jutra zaczynam studiować na pobliskim uniwersytecie....
     Po około godzinie Meera mogła spokojnie opuścić budynek przedszkola zostawiając w nim Riaan'a,który bardzo chciał od dzisiaj zacząć swoją przedszkolną przygodę. Podczas,gdy mały był w przedszkolu Meera spokojnie mogła iść na umówioną wizyte u swoich pracodawców. Drzwi otworzył jej wysoki i dobrze zbudowany szatyn,który właśnie odprowadzał do drzwi dziewczynę o ciemnobrązowych włosach i zielonych oczach.
-Tak słucham?-Zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
-Ja w sprawie pracy.
-A tak rodzice coś mi opowiadali,że przyjdziesz. Niestety nie ma ich,ale zaraz powinni wrócić,więc wejdź.-Otworzył szerzej drzwj.
-Dziękuję-Meera weszła,a szatyn zamknął drzwi.
-Jestem Nik Henderson. A ty?
-Meera. Meera Mukherjee.
-Dziwne imię. Po raz pierwszy je słyszę. Skąd pochodzisz?
-Z Indii.
-Piękny kraj. Tak słyszałem.
-To prawda. Bardzo piękny.
-Opowiedz mi coś o sobie.-Nik zaprowadził Meerą do okazałego salonu.-Lubię poznawać nowych ludzi.
-A co mogę powiedzieć?
-Na przykład,że studiujesz,masz tu rodzinę...
-Jestem sama-odparła bez jakichkolwiek emocji.-Od jutra zaczynam studiować na pobliskin uniweraytecie.
-Pierwszy rok? Jeśli tak to możesz być ze mną w klasie o ile wybrałaś tą klase tam,gdzie studiujemy kultury wschodu i tym podobne.
     Meera nagle się rozpromieniła,a jej oczy zaczęły iskrzyć małymi płomykami.
-No to nie będę sama.
-Nie będziemy-poprawił ją.-Razem z nami będzie jeszcze studiować moja przyjaciółka od lat przedszkolnych. Ta,która odprowadzałem do drzwi jak pukałaś.
-Świetnie.-Meera sama nie wiedziała czemu ta wiadomość ją tak bardzo ucieszyła.-Więc nie będziemy sami-spojrzała w jasnoniebieskie oczy chłopaka,które zadziwiły ją swoją głębią.-To kiedy będą twoi rodzice?