piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 1: Nowe życie


     Słoneczne dni w Nowym Jorku zdarzały się rzadko. A jeśli zdarzyło się,że słońce mocniej zaświeciło to i tak było chłodno,a ludzie pomimo "słonecznej" pogody chodzili po ulicach ubrani niemal na cebulkę. Właśnie ten dzień,w którym zaczynał się rok szkolny i pierwszy semestr studiów należał do takich dni. Wszyscy na uniwersytecie byli poubierani w bluzy i bluzki na długi rękaw. Tylko Meera się wyróżniała. Miała na sobie tradycyjny indyjski strój dla kobiet,z resztą jeden z wielu tradycyjnych; długie niebieskie do kostek zwężane spodnie,tunikę niebieską ze złotymi haftowaniami i dupattę (szal) w odcieniu morskiego błękitu. Wszyscy oglądali się na nią z podziwem.
-Meera!Meera!-Ktoś zaczął wołać jej imię. Hinduska przystanęła i obróciła się za siebie. Była to ta sama dziewczyna,która była wczoraj u Nik'a.- Cześć,jestem Cathrina. Nik mi o tobie opowiedział.
-Jak to?-Meera nie rozumiała nic z tego co przed chwilą powiedziała jej Cathrina.-Nie rozumiem.
-Wybacz. Rozmawiałam wczoraj wieczorem z Nik'iem i powiedział mi,że poznał dziewczynę,która z nami będzie studiowała. Nie powiedział mi jak wyglądasz,ale zgaduję,że to ty skoro się zatrzymałaś.
-Tak,tak. To ja. Meera Mukherjee. Miło mi.
-Mi również.-Cathrina uśmiechnęła się.-Chciałam się zakolegować,zaprzyjaźnić...mam nadzieję,że cię nie przestraszyłam?
-Nie!-Meera położyła dłoń na ramieniu Cathriny.-Wręcz przeciwnie. Cieszę się,że mogę cię poznać. Wiesz może kiedy przyjdzie Nik? Umówiliśmy się na ósmą przed budynkiem,a nigdzie go nie widzę.
-Jeśli chodzi o umawianie się z Nik'iem na konkretną godzinę to musisz doliczyć plus minus 20/30 minut spóźnienia. Kwestia przyzwyczajenia.
-Nie wygląda na takiego...roztrzepanego.
-Jak mówiłam: kwestia przyzwyczajenia.
   Obie dziewczyny zaśmiały się i ruszyły do drzwi wejściowych budynku.
     Czas na wykładach minął tak szybko,że trójka nowych przyjaciół nim się obejrzała wychodziła już poza bramy uniwersytetu.
-Jest dopiero druga w południe może pójdziemy na małą kawe czy coś?-Zapytał Nik obkręcając się w koło własnej osi i uśmiechając się od ucha do ucha.
-Dobry pomysł!-Pisnęła zadowolona Cathrina. Oboje spojrzeli się na Meerę.
-Przepraszam. Nie dam rady.-Spojrzała na nich przepraszająco. Słońce odbijało się od ciemno brązowych oczu Hinduski.-Nik wiesz jak jest. Oboje wiecie. Pierwszy dzień na uniwerku,jestem strasznie zmęczona. Poza tym jutro jest sobota i idę do pracy.
-Tak,tak,tak. Wiem to aż za dobrze. Pracujesz u moich rodziców.
-Tak?-Cathrina uniosła brwi.-Co robisz u jego rodziców?
-Gotowanie,sprzątanie,pomaganie pani Caroline w ogrodzie. W sumie nic takiego-uśmiechnęła się.
                              ***
      Meera odebrała synka koło szóstej z przedszkola i od razu pokierowała się z nim do domu. Czas szybko mijał. Meera nakarmiła Riaan'a,wykąpała go i przebrała w piżamę. 
-Mamusiu opowiesz mi bajke?
-Riaan przestań. Wiesz,że nie umiem opowiadać bajek.
-Proszę!
-Dobrze,ale zaraz potem idziesz spać. Dobrze?
-Dobrze! Kocham cię mamusiu!-Mały skoczył Meerze na szyję,a potem przykrywając się kołdrą położył w łóżku.
-Opowiem ci pewną legendę o tym jak powstało święto Karwa Czauth.
-Mamo,a co to jest za święto?
-Karwa Czauth jest jedynym dniem kiedy kobiety mogą robić co chcą. Ubierają swoje najlepsze sari i złotą biżuterię. Mężczyźnie obdarowują swoje żony prezentami. Jest tylko jeden minus.
-Jaki?-Riaan otworzył szeroko oczy.
-Kobiety muszą pościć przez cały dzień.
-Jak to?! Nie mogą pić nawet wody?
-Tak. Od wczesnego ranka aż do wzejścia księżyca. Po wzejściu księżyca i odpowiednich modlitwach o zdrowie i długie życie mężów dostają pierwszy kęs jedzenia i łyk wody od nich.
-Czemu tak jest?-Zapytał nagle ożywiony. Meera się uśmiechnęła i poczochrała jego włosy.
-Był sobie kiedyś potężny władca,miał wszystko. Bogactwo i piękną żonę. Jednak jego wadą była pycha z którą się obnosił. Bogom nie spodobało się to i ukarali go okrywając jego ciało tysiącami małych igiełek. Żona władcy spędziła rok na ich usuwaniu,a gdy zostały tylko dwie po jednej w każdej powiece wtedy przyszedł posłaniec i powiedział,że ktoś na nią czeka. Królowa wyjęła jedną igłę z powieki króla i wyszła.-Meera poprawiła synkowi poduszkę i podała mu misia.-Gdy wróciła zobaczyła,że służąca wyjęła ostatnią igłę. Król uradowany końcem swoich cierpień nie patrząc na protesty służącej obwołał ją królową. Królowa była zła jednak ktoś powiedział jej,iż jej mąż wieczorem pozna prawdę i będzie ją...-Miała już dokończyć zdanie,ale Riaan zaczął chrapać. Uśmiechnęła się. Wstała,ucałowała syna w czoło i podeszła do drzwi.-Czcił-dokończyła.
      Późna noc. Meera nie mogła zasnąć,wierciła się z boku na bok ciągle poprawiając kołdrę i zapalając lampkę,albo ją gasząc.
-Cholera. Te koszmary nigdy się nie skończą-mruknęła pod nosem. Zapaliła lampkę i wyciągnęła swój notatnik. Otworzyła go na stronie,gdzie widniało zdjęcie jej i Riaana w szpitalu tuż po urodzeniu. Dotknęła je opuszkami palców.-Nie żałuję tego,że się urodziłeś.-Meera przymknęła oczy. Pozwoliła słonym łzą spływać strumieniami po jej ciemnych policzkach.-To nie twoja wina,że tak się stało.-Spojrzała spowrotem na zdjęcie,na które kapały jeszcze płynące łzy.-Kiedyś ci opowiem prawdę. Jak dorośniesz. Jak będę na to gotowa. Dowiesz się całej prawdy i to dlaczego musieliśmy naprawdę wyjechać.-Ucałowała zdjęcie.-Jesteś moim jedynym szczęściem.
      Hinduska zamknęła notatnik,otarła łzy i położyła się ponownie. Zamykając oczy zgasiła lampkę. Sen przyszedł powoli małymi krokami.
       -Myślisz,że co?! Pozwolę ci tu trzymać tego bękarta?!-Matka dziewczyny wskazała na dwu letniego chłopca na rękach córki.-Dwa lata muszę patrzeć na tą zaraze i na córkę,która się puszcza na prawo i lewo!
-Mamo,ale przecież powiedziałam ci...-Osiemnastoletnia wtedy Meera próbowała przekonać matkę by do czasu jej pełnoletności pozwoliła u siebie mieszkać.
-Zamknij się! Nie mów tak do mnie. Ja nie mam córki,a ten bękart niech nie waży się mówić do mnie babciu. Od tej pory jesteśmy dla siebie obce.
-Ale...
-Żadnego "ale". Dosyć. Gdy tylko skończysz 21 lat wyprowadzisz się stąd jak najszybciej. Nie chcę cię widzieć ani jego-kiwnęła na Riaan'a.
-Dobrze-zwiesiła głowę jak potulne zwierzątko.
     Meera w szalonym tępie wybudziła się ze snu,a raczej sennego koszmaru. Jej największej zmory. Spojrzała na drzwi od pokoju. Było ciemno,tylko światło gwiazd. Cała roztrzęsiona i spocona wstała z łóżka i chwiejnym krokiem powędrowała do pokoju syna.
    Riaan spał jak aniołek. Meera uniosła do góry kołdrę i położyła się obok dziecka. Pojedyńcza łza zakręciła się w jej oku. Przytuliła synka.
-Mamo płaczesz?-Zapytał w pół śnie Riaan.
-Nie. Idź spać-ucałowała go w czółko i sama zamknęła oczy mając nadzieję,że koszmar,który przyśnił się jej przed chwilą,nie powróci.

4 komentarze:

  1. Czyli Meer zaczęła naukę na uniwersytecie. Fajnie! Jednak zastanawia mnie, dlaczego jej strój tak bardzo przykuwa uwagę. Nowy York jest skupiskiem kultur, więc taki widok nie powinien dziwić. Ba! U mnie na Jagiellońskim również uczy się wiele osób pochodzących z różnych stron świata i to wcale nikogo nie razi. Ludzie już się do tego przyzwyczaili i nie patrzą się na nich ze zdziwieniem ;)
    Cathrina wydaje się całkiem sympatyczna. Jestem ciekawa, czy nawiąże się przyjaźń między kobietami. Póki co te początki ich znajomości wyglądają dobrze, choć wydaje mi się, że Meer nie jest tak do końca szczera. Coś ukrywa, ale trudno wymagać od niej, aby mówiła wszystko osobom, których praktycznie jeszcze wcale nie zna.
    Ciekawe to święto, o którym opowiadała swojemu synkowi. W pewnym stopniu dość brutalne, ale niezwykle interesujące.
    Nurtuje mnie też prawdziwa historia Meer. Dotycząca jej syna oraz powodów, dla których opuścili ojczyznę. Czy zrobiła to tylko ze względu na złe stosunki z matką? Dlatego, że kobieta tak kazała jej uczynić? Jednak chyba, gdyby chodziło tylko o to, nie musiałaby uciekać aż tak daleko... A może właśnie dlatego tak postąpiła. Może chciała zacząć całkowicie nowe życie? Zobaczymy.
    Ogólnie jest dobrze. Historia jest wciągająca, dialogi ciekawe, ale brakuje mi strasznie opisów. Nie potrafię sobie wyobrazić ani miejsc, ani twoich postaci. Wiem, że są one trudne, bo sama mam z nimi niekiedy problemy, ale trzeba nad tym pracować :)
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecałam, więc jestem! Przepraszam, że tak długo zajęło mi dotarcie na bloga, ale mówiłam jak to już u mnie było. Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie złe :D
    Więc tak... prolog już wydawał mi się ciekawy. Meer musiała wylecieć do Nowego Jorku, ponieważ jej matka jej nienawidziła. I tutaj właśnie najbardziej mnie zastanawia dlaczego? Przecież jest jej matką, a matki nie powinny tak mówić o swoich dzieciach. Już jej nie lubię. Jak mogła potraktować tak nastolatkę, która i tak miała sporo problemów. Bo skoro jej syn miał już dwa latka, to musiała urodzić w wieku 16 lat. Kurczę, samo w sobie jest bardzo obciążające psychikę. A później dołożyła jej jeszcze matka. Ugh.
    Całe szczęście, że jednak na studiach poznała dwójkę ludzi, którzy wydają się być sympatyczni. Daj Boże, niech jej pomogą. Mam taką małą nadzieję, że pomiędzy Meerą a Nikiem pojawi się jakiś mały romans. O tak! Ale bym tego chciała! :D To by było ciekawe. Serio! :D Narobiłam sobie sama chęci i teraz będę ubolewać, jeżeli jakaś mała chemia nie pojawi się między tą dwójką :o
    Nawet nie wiedziałam, że jest takie święto! Jeżeli to prawda, ta bajka, którą opowiadała Meera synkowi, to to jest naprawdę ciekawe. Co prawda dość brutalne, ale dalej ciekawe :D
    Czekam na kolejny rozdział i w międzyczasie zapraszam na pierwszą część trzeciego rozdziału na Taken :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo spodobała mi się fabuła opowiadania a mały Riaan wręcz mnie urzekł. Jestem bardzo ciekawa dalszego postępowania Meery w NY i mam nadzieję, że za niedługo się dowiem pełnej histori Meery, z matką coś tak czuję, że to nie łatwa sprawa :) Postaram się śledzić Twojego bloga na bieżąco i z pewnością polecę go moim znajomym :)

    A gdyby Ci się nudziło, w wolnym czasie zapraszam na: http://dziewczyna--z--blizna.blogspot.com/

    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Pozwoliła słonym łzą spływać strumieniami po jej ciemnych policzkach.-To nie twoja wina,że tak się stało.-Spojrzała spowrotem na zdjęcie" - łzom, nie łzą i z powrotem zamiast spowrotem.
    Fajnie, że Meera zaczęła naukę na uniwersytecie. To świetna okazja, żeby nawiązać nowe znajomości. Podpiszę się pod komentarzem jednej z moich poprzedniczek - ciekawie wyglądałby wątek miłosny Meery z Nikiem :D. Jej historia wygląda interesująco, a zarazem strasznie. Ewidentnie dużo przeżyła, a matka tylko potęgowała to wszystko, nie dając jej wsparcia. Brakuje mi trochę w Twoim opowiadaniu opisów otoczenia. Ciężko sobie wszystko wyobrazić, a w dodatku akcja dzieje się w Nowym Jorku - o tym możnaby budować długie akapity.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń