Ciemna noc. Samolot lecący z Indii do Ameryki właśnie ruszył. Meera przykryła puszystym kocem swojego pięcioletniego synka,który zaczął się wiercić,gdy tylko go dotknęła.
-Shhh...-Meera uspokoiła go głaszcząc po ciemnych i gęstych brązowych włosach.-Wszystko będzie dobrze.-Ucałowała chłopca w czoło i sama usiadła obok niego.
Hinduska spojrzała na śpiącego chłopca po czym wyjrzała przez szybę samolotu na znikającą ojczyznę. Łza zakręciła się w jej oku,ale Meera szybko ją otarła. Nie chciała płakać i pokazywać,że jest słaba. Nie przy wszystkich,a zwłaszcza przy Riaan'ie. Meera przeszła prawdziwe piekło,wiele wycierpiała i przelała łez nad swoim losem,ale postanowiła być silna dla Riaan'a i dlatego zdecydowała się opuścić swoją ojczyznę by uciec od przeszłości i być może zacząć nowe szczęśliwe życie. Okryła się drugim kocem i próbowała usnąć. Była już bliska snu,ale Riaan się obudził.
-Mamusiu kiedy będziemy w Nowym Jorku?-Zapytał chłopiec na co Meera się uśmiechnęła.
-Za kilkanaście godzin. Tak sądzę.
-Czemu tak długo?
-Nie wiem-uśmiechnęła się,czym odgoniła napływające łzy.
-Czemu musieliśmy zostawić babcię i wyjechać? Kocham babcię!-Riaan zaczął zadawać takie pytania,na które Meera nie miała wcale ochoty odpowiadać. Bo i co miałaby powiedzieć pięcioletniemu chłopcu?-Mamo!
-Wiesz jaka babcia była. Może ty ją kochasz bardzo mocno,ale ona tego nie rozumie...
-I dlatego była dla nas niedobra? Dlatego musieliśmy wyjechać? Prawda?
-Och,Riaan. Gdy będziesz większy opowiem ci dlaczego tak naprawdę musieliśmy wyjechać,ale tak. Wyjeżdżamy dlatego też,że babcia była niedobra. A teraz idź spać,a zanim się obejrzysz będziemy już w Nowym Jorku!
-Dobrze!-Mały dał buziaka w policzek Meerze,nakrył się kocykiem i poszedł spać.
Delikatne promienie słońca padające na twarz Meery obudziły ją. Hinduska sprawdziła godzinę na zegarku,który wisiał tuż nad kabiną pilotów. Jeszcze tyle czasu,pomyślała rozczarowana tak wczesną porą. By się nie nudzić podczas,gdy Riaan spał wyciągnęła z torebki długopis oraz notatnik,coś w rodzaju pamiętnika i zaczęła w nim pisać. Pisała tak długo zupełnie pochłonięta tworzeniem papierowych myśli,że nie zauważyła,że Riaan się obudził i przyglądał się temu co robiła.
-Mamuś kiedy dolecimy?-Zapytał.
-Już wstałeś?-Meera aż podskoczyła.
-Już dawno. Tylko byłaś bardzo zajęta i nie chciałem ci przeszkadzać.
-Przepraszam.-Meera zamknęła notes i schowała razem z długopisem spowrotem do torebki.-Masz ochotę pograć w coś? Karty,zgadywanki..?
-Nie. Za ile będziemy na miejscu?
-Poczekaj-spojrzała na zegar.-Za około trzy,trzy i pół,albo cztery godziny. Jest dopiero druga w południe. To jak masz ochotę w coś zagrać,czy może wolisz pomarudzić mi za ile będziemy?-Zaśmiała się.
-Pomarudzić! Pomarudzić!-Krzknął Riaan i przytulił się mocno do swojej mamy.
***
Nowy Jork jest niczym spędzony sen z powiek Meery. Jest ogromny,ma dużo dzielnic,a co najważniejsze nikt jej tu nie zna. Tego słonecznego dnia Meera postanowiła przejść się razem z Riaan'em do najbliższego przedszkola spytać się czy jest wolne miejsce. Nie minęło dwadzieścia minut,a już otwierali drzwi od przedszkolnego budynku.
-Przepraszam w czymś pomóc?-Zaczepiła ich rudowłosa kobieta o delikatnych rysach twarzy.
-Tak. Chciałam się dowiedzieć,czy jest wolne miejsce bym mogła zapisać swojego synka.
-Hmmm. Zaraz sprawdzę.-Rudowłosa kobieta na przemian przeglądała coś w komputerze i papierach.-Ah tak. Jest wolne miejsce. Jeśli pani chce to nawet od dzisiaj maluch może do nas uczęszczać.
-Tak? To bardzo dobrze.-Meera podeszła do biurka,gdzie stała kobieta.-Co mam podpisać?
-Musi pani tylko powiedzieć mi jak nazywa się pani syn,kiedy się urodził i pani dane kontaktowe,czy pani pracuje,studiuje... Oczywiście dla mnie jako matki też są bezsensowne niektóre pytania,ale taka procedyra-uśmiechnęła się przyjaźnie na co Meera odwzajemniła uśmiech.
-Więc tak: Riaan Mukherjee,urodzony 22 listopada 2010 roku w Chennai,Indie. Moje imię i nazwisko to Meera Mukherjee,od jutra zaczynam studiować na pobliskim uniwersytecie....
Po około godzinie Meera mogła spokojnie opuścić budynek przedszkola zostawiając w nim Riaan'a,który bardzo chciał od dzisiaj zacząć swoją przedszkolną przygodę. Podczas,gdy mały był w przedszkolu Meera spokojnie mogła iść na umówioną wizyte u swoich pracodawców. Drzwi otworzył jej wysoki i dobrze zbudowany szatyn,który właśnie odprowadzał do drzwi dziewczynę o ciemnobrązowych włosach i zielonych oczach.
-Tak słucham?-Zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
-Ja w sprawie pracy.
-A tak rodzice coś mi opowiadali,że przyjdziesz. Niestety nie ma ich,ale zaraz powinni wrócić,więc wejdź.-Otworzył szerzej drzwj.
-Dziękuję-Meera weszła,a szatyn zamknął drzwi.
-Jestem Nik Henderson. A ty?
-Meera. Meera Mukherjee.
-Dziwne imię. Po raz pierwszy je słyszę. Skąd pochodzisz?
-Z Indii.
-Piękny kraj. Tak słyszałem.
-To prawda. Bardzo piękny.
-Opowiedz mi coś o sobie.-Nik zaprowadził Meerą do okazałego salonu.-Lubię poznawać nowych ludzi.
-A co mogę powiedzieć?
-Na przykład,że studiujesz,masz tu rodzinę...
-Jestem sama-odparła bez jakichkolwiek emocji.-Od jutra zaczynam studiować na pobliskin uniweraytecie.
-Pierwszy rok? Jeśli tak to możesz być ze mną w klasie o ile wybrałaś tą klase tam,gdzie studiujemy kultury wschodu i tym podobne.
Meera nagle się rozpromieniła,a jej oczy zaczęły iskrzyć małymi płomykami.
-No to nie będę sama.
-Nie będziemy-poprawił ją.-Razem z nami będzie jeszcze studiować moja przyjaciółka od lat przedszkolnych. Ta,która odprowadzałem do drzwi jak pukałaś.
-Świetnie.-Meera sama nie wiedziała czemu ta wiadomość ją tak bardzo ucieszyła.-Więc nie będziemy sami-spojrzała w jasnoniebieskie oczy chłopaka,które zadziwiły ją swoją głębią.-To kiedy będą twoi rodzice?
Delikatne promienie słońca padające na twarz Meery obudziły ją. Hinduska sprawdziła godzinę na zegarku,który wisiał tuż nad kabiną pilotów. Jeszcze tyle czasu,pomyślała rozczarowana tak wczesną porą. By się nie nudzić podczas,gdy Riaan spał wyciągnęła z torebki długopis oraz notatnik,coś w rodzaju pamiętnika i zaczęła w nim pisać. Pisała tak długo zupełnie pochłonięta tworzeniem papierowych myśli,że nie zauważyła,że Riaan się obudził i przyglądał się temu co robiła.
-Mamuś kiedy dolecimy?-Zapytał.
-Już wstałeś?-Meera aż podskoczyła.
-Już dawno. Tylko byłaś bardzo zajęta i nie chciałem ci przeszkadzać.
-Przepraszam.-Meera zamknęła notes i schowała razem z długopisem spowrotem do torebki.-Masz ochotę pograć w coś? Karty,zgadywanki..?
-Nie. Za ile będziemy na miejscu?
-Poczekaj-spojrzała na zegar.-Za około trzy,trzy i pół,albo cztery godziny. Jest dopiero druga w południe. To jak masz ochotę w coś zagrać,czy może wolisz pomarudzić mi za ile będziemy?-Zaśmiała się.
-Pomarudzić! Pomarudzić!-Krzknął Riaan i przytulił się mocno do swojej mamy.
***
Nowy Jork jest niczym spędzony sen z powiek Meery. Jest ogromny,ma dużo dzielnic,a co najważniejsze nikt jej tu nie zna. Tego słonecznego dnia Meera postanowiła przejść się razem z Riaan'em do najbliższego przedszkola spytać się czy jest wolne miejsce. Nie minęło dwadzieścia minut,a już otwierali drzwi od przedszkolnego budynku.
-Przepraszam w czymś pomóc?-Zaczepiła ich rudowłosa kobieta o delikatnych rysach twarzy.
-Tak. Chciałam się dowiedzieć,czy jest wolne miejsce bym mogła zapisać swojego synka.
-Hmmm. Zaraz sprawdzę.-Rudowłosa kobieta na przemian przeglądała coś w komputerze i papierach.-Ah tak. Jest wolne miejsce. Jeśli pani chce to nawet od dzisiaj maluch może do nas uczęszczać.
-Tak? To bardzo dobrze.-Meera podeszła do biurka,gdzie stała kobieta.-Co mam podpisać?
-Musi pani tylko powiedzieć mi jak nazywa się pani syn,kiedy się urodził i pani dane kontaktowe,czy pani pracuje,studiuje... Oczywiście dla mnie jako matki też są bezsensowne niektóre pytania,ale taka procedyra-uśmiechnęła się przyjaźnie na co Meera odwzajemniła uśmiech.
-Więc tak: Riaan Mukherjee,urodzony 22 listopada 2010 roku w Chennai,Indie. Moje imię i nazwisko to Meera Mukherjee,od jutra zaczynam studiować na pobliskim uniwersytecie....
Po około godzinie Meera mogła spokojnie opuścić budynek przedszkola zostawiając w nim Riaan'a,który bardzo chciał od dzisiaj zacząć swoją przedszkolną przygodę. Podczas,gdy mały był w przedszkolu Meera spokojnie mogła iść na umówioną wizyte u swoich pracodawców. Drzwi otworzył jej wysoki i dobrze zbudowany szatyn,który właśnie odprowadzał do drzwi dziewczynę o ciemnobrązowych włosach i zielonych oczach.
-Tak słucham?-Zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
-Ja w sprawie pracy.
-A tak rodzice coś mi opowiadali,że przyjdziesz. Niestety nie ma ich,ale zaraz powinni wrócić,więc wejdź.-Otworzył szerzej drzwj.
-Dziękuję-Meera weszła,a szatyn zamknął drzwi.
-Jestem Nik Henderson. A ty?
-Meera. Meera Mukherjee.
-Dziwne imię. Po raz pierwszy je słyszę. Skąd pochodzisz?
-Z Indii.
-Piękny kraj. Tak słyszałem.
-To prawda. Bardzo piękny.
-Opowiedz mi coś o sobie.-Nik zaprowadził Meerą do okazałego salonu.-Lubię poznawać nowych ludzi.
-A co mogę powiedzieć?
-Na przykład,że studiujesz,masz tu rodzinę...
-Jestem sama-odparła bez jakichkolwiek emocji.-Od jutra zaczynam studiować na pobliskin uniweraytecie.
-Pierwszy rok? Jeśli tak to możesz być ze mną w klasie o ile wybrałaś tą klase tam,gdzie studiujemy kultury wschodu i tym podobne.
Meera nagle się rozpromieniła,a jej oczy zaczęły iskrzyć małymi płomykami.
-No to nie będę sama.
-Nie będziemy-poprawił ją.-Razem z nami będzie jeszcze studiować moja przyjaciółka od lat przedszkolnych. Ta,która odprowadzałem do drzwi jak pukałaś.
-Świetnie.-Meera sama nie wiedziała czemu ta wiadomość ją tak bardzo ucieszyła.-Więc nie będziemy sami-spojrzała w jasnoniebieskie oczy chłopaka,które zadziwiły ją swoją głębią.-To kiedy będą twoi rodzice?
Cześć, poszukując czegoś ciekawego do poczytania, trafiłam na twój blog i przyznam, że ten prolog zdołał mnie zainteresował.
OdpowiedzUsuńMeera wydaje mi się ciekawą postacią. Wydaje mi się, że poznajemy ją w dość trudnych dla niej okolicznościach. Kobieta zabrała swojego synka i ucieka. Przed czym? Tego dokładnie nie wyjaśniasz, a ja jestem bardzo ciekawa, więc liczę na to, że niedługo to nadrobisz. Póki co wiemy tyle, że matka kobiety miała z tym coś wspólnego.
Czy pobyt w Nowym Yorku okaże się dla nich wybawieniem? Początek pobytu zapowiada się nieźle. Meera znalazła miejsce w przedszkolu dla syna, udała się na rozmowę o pracę i poznała kogoś nowego... Co z tego wyniknie? Chętnie się o tym przekonam, dlatego już teraz oczekuję na nowy rozdział, a w międzyczasie zapraszam też do siebie. Będzie mi miło, jeżeli wyrazisz swoją opinię.
http://ostatnie-tango.blogspot.com/
Witaj! Wpadłam na Twojego bloga przez przypadek i przyznam, że ta historia zaczyna się ciekawie. Opuszczenie swojego kraju i wprowadzenie się do całkiem innej części świata to interesujący temat i jestem ciekawa, jak Meera sobie z tym poradzi. No i została kwestia tej ucieczki - przed czym uciekają?
OdpowiedzUsuńWidzę, że dodałaś pierwszy rozdział, więc zaraz się za niego biorę. W wolnej chwili zapraszam do siebie:
http://niebowczerni.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie